05 czerwca 2024

Akceptacja siebie, czyli jak zapomnieć o jeżeli.

Przeczytałam jakiś czas temu w czeluściach internetu- zaakceptuj siebie z miłością. Oto kolejna afirmacja trudna do zastosowania- pomyślałam. Jak tu siebie zaakceptować? I jeszcze do tego z miłością? Jakieś czary mary z mleka! Przeważnie się ledwo toleruję. Zgadzam się bez entuzjazmu na to, że jestem fizycznie odległa od przyjętych powszechnie standardów piękna, że pare kluczowych rzeczy mogłam w życiu zdecydowanie lepiej rozegrać,  że lista kontaktów w telefonie i stan konta nie świadczą o moi szeroko rozumianym dobrostanie. Jakie to szczęście dla innych, że nie wypełniam przykazania o miłowaniu bliźniego swego jak siebie samej. Moi przyjaciele i rodzina zdecydowanie kiepsko by na tym wyszli, bo przecież ja tak często siebie nie lubię.

Wyszłam w świat - nie uczyłam się bezwarunkowej miłości do siebie. Taką miłością obdarzałam świat wokoło. A moje ego wspierane ocenami, przystosowaniem społecznym, kazało mi akceptować siebie warunkowo, w zależności co i jak zrobię. Może pamiętasz jak w szkole nauczyciel pochwalił twoje wyniki z przedmiotu, który sprawiał trudności a w domu któreś z rodziców powiedziało ci, że jest z ciebie dumne? Banan na twarzy, skrzydła u ramion i chce się chcieć. A może twoim udziałem była praca ponad miarę, w domu, po godzinach byle tylko dowieźć rezultat, byle to co ważne dla firmy się zadziało? A potem okazało się, że nikt tego nie zauważył a premię dostał kolega co niewiele robił, ale dużo mówił? I jest wkurzenie, irytacja a może przekonanie, że nie nadajesz się do tej pracy? Wszędzie jakieś warunki do spełnienia.

A jeżeli miłość co do zasady jest bezwarunkowa i ja znam taką miłość? Co by to było gdybym spróbowała ją dać sobie?

Wiele różnych ludzi, wiele metod, wiele książek, szkoleń, dobrych rad, trafnych wskazówek można znaleźć wszędzie. Mi najbliżej do zwracania uwagi jak często mówię z głębi serca „chcę”. Odkryłam, że jeśli to jest prawdziwe „chcę” to ono mi służy. I nawet jeśli w wyniku tego chcenia zrobię jakąś głupotę to umiem ją zaakceptować, przyjrzeć się jej, wyciągnąć wnioski, spróbować naprawić. Dlaczego? Bo ja wiem co sprawiło, że tego w danym momencie chciałam. Znam swoje intencje a one przecież z zasady są dobre. 

I mam też zgodę na to, że moja akceptacja siebie nie będzie jak to mówią Francuzi miłością „od uderzenia pioruna” czyli nagłą, obezwładniającą i olśniewającą. Będę sobie budować tę akceptację odklejając od siebie karteczki zaczynające się od słów „muszę”, „powinnam”, „ wypada”, „bezwzględnie trzeba”, „wstyd mi bo…”, „to moja i tylko moja wina”…

Powoli zmierzam w kierunku akceptacji siebie od stóp do głowy, od ciała do ducha. I jak mi z tym jest? Jak to człowiekowi w podróży- różnie. Ale zawsze ciekawie i niekoniecznie cały czas pod górkę.

 

Made with  by Tau Ceti

Fioletowy Most
Nr konta:
68109018700000000504027477

Agnieszka Lewandowska
       
agnieszka@fioletowymost.pl
       797 456 081