Kiedyś nie lubiłam jesieni bo zimno, bo dzień jest krótki, bo szaro, buro, mokro. Dodatkowo listopadowe święta nastrajały melancholijnie i przypominały, że życie może być ulotną chwilą.
I tak co roku w sierpniu wraz z babim latem pojawiał się niepokój jak przetrwać do wiosny. Jak przeskoczyć czas, którego nie lubię i który sprawia, że gdzieś tam w środku uwierają mnie jakieś smutki? Co zrobić, żeby w sercu był zawsze maj? Co sprawi, że szarość nabierze kolorów? Zawsze gdy mi w życiu niewygodnie to mam ochotę uciec gdzieś daleko chociaż na chwilę. Przemieszczenie się w czasie i przestrzeni zgodnie z prawami fizyki zazwyczaj jest niemożliwe, ale zawsze mogę wyłączyć moją skołatana głowę biorąc do ręki książkę. Działa odkąd nauczyłam się czytać więc można powiedzieć, że sposób dowiedziony naukowo dzięki latom doświadczeń :)
Kiedyś pod wpływem jakiejś lektury trafiło do mnie wydawało się głupkowate stwierdzenie, że jesień to po prostu inna wiosna. I pewnie puściłabym tę myśl wolno, ale moja intuicja kazała mi te słowa zapisać. A nuż się do czegoś przydadzą? Trzeba będzie nakarmić Fb czy sklecić jakieś nieoczywiste życzenia urodzinowe i może będzie jak znalazł. No a jak zapisałam to zapamiętałam i poczułam, że warto się przyjrzeć co za tym zdaniem może stać. Ubrałam się ciepło i zaprosiłam mojego psa na długi spacer w poszukiwaniu argumentów za wiosenną jesienią.
Poszło nam całkiem nieźle. Gdy przekraczałam próg parku miałam wrażenie jakbym przeskakiwała z czarno-białego filmu w kolorowy. Dotarło do mnie, że przyroda robiła porządki, zmieniając swój wygląd i szykując się do nowego rozdania. Liście zakwitły mnóstwem kolorów jak kwiaty wiosną. Część z nich utworzyła już na ziemi kolorowe dywany. Wiatr hulał między gałęziami i rozdawał prezenty w postaci kasztanów i żołędzi spadających pod nogi. Większość ptaków na czas sprzątania została wysłana za morza, do ciepłych krajów. W naturze pojawiła się przestrzeń jakiej nie widać było latem. Miejsce na nowe, jeszcze nieodkryte, jeszcze nie zaplanowane, jeszcze nie wymyślone rzeczy. Kojarzyło mi się to z generalnym sprzątaniem domu. Z pakowaniem niepotrzebnych ubrań, z żegnaniem różnych przydasiów, z wymiataniem z kątów pamiątek po pająkach, wynoszeniem na śmietnik tego co kompletnie nieprzydatne. Porządkowanie zajmuje czas, ale odpłaca się wolnym miejscem w wokoło i w moim wypadku również wolnym miejscem w głowie.
Ta myśl jak i siąpiący deszcz skłoniły mnie do powrotu do domu. Wróciłam z refleksją, że skoro natura wzięła się za piękne pożegnanie tego co stare to mi też chyba bardziej pasuje robienie przysłowiowych wiosennych porządków jesienią. Odkryłam, że tak trudny dla mnie listopad to czas który jest mi cudownie dany na troskliwe przyjrzenie się sobie samej. Nic z zewnątrz mnie nie woła. Chcę się schować na kanapie otulona kocem i posiedzieć w swoim własnym towarzystwie. Chcę zaakceptować, że tak teraz mam. I to jest doskonały moment, żeby się zastanowić czego chcę, jak chcę i z kim chcę. To czas by poczuć odpowiedzialność za własne wybory uznając to co było a jednocześnie zainteresować się swoimi marzeniami. I kiedy nadejdzie wiosna to ja będę gotowa do tego żeby zmienić rzeczywistość na lepszą. Będę pełna entuzjazmu jak ptaki które wracają z ciepłych krajów i zaczynają wić gniazda i cieszyć się życiem i dzielą się z nami tą radością śpiewając. A moje drzewo życia będzie wypuszczało nowe liście, ale będzie miało solidne oparcie w korzeniach sięgających do tego co dla mnie najbardziej istotne.
I teraz każdej jesieni siadam sobie wśród drzew, przeglądam się kolorowym liściom wirującym na wietrze, uśmiecham się i myślę sobie: och jaki to cudowny początek!
Made with by Tau Ceti
Fioletowy Most
Nr konta:
68109018700000000504027477
Agnieszka Lewandowska
agnieszka@fioletowymost.pl
797 456 081