Ewa weszła na nasze pierwsze spotkanie energicznie. Wiedziała, czemu chce się przyjrzeć i co osiągnąć. Przestać wszystko kontrolować – padło hasło, gdy tylko wygodnie umościła się na kanapie. Po chwili rozmowy pojawiły się pierwsze zaskakujące odkrycia. Ewa zauważyła, że za nieustannym czuwaniem nad wszystkim stoi jej potrzeba bezpieczeństwa. Potem pojawiła się niezaspokojona potrzeba sprawczości, niskie poczucie własnej wartości, chęć wybierania własnej drogi, pragnienie bycia widzianą i kochaną.
Szło gładko, aż w końcu to, co na wierzchu, zostało odwinięte jak kolorowy papierek z cukierka. W środku zaś COŚ było. I tym czymś nie była ulubiona czekoladka, która rozpuszcza się w ustach, podczas gdy my mlaszcząc językiem mówimy: mmmm… pyszności. Tym czymś był strach.
Ewa wyszła tak samo energicznie, jak weszła, gotowa przyjrzeć się temu, co właśnie w sobie odkryła. Na odchodnym powiedziała, że w głowie ma chaos, a w sercu radość. To chyba była dobra rozmowa – pomyślałam widząc, jak pięknie się do mnie uśmiecha.
Drugie spotkanie po tygodniu zaczęło się od tego, że Ewa jak zwykle dynamicznie stwierdziła, że przez tych parę dni rozwiała kilka swoich wątpliwości i zaopiekowała się największymi obawami. Problem kontroli jednak pozostał dzielnie na swoim miejscu. Próba zmierzenia się z tym nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, chociaż wydawało się, że siedzenie w fotelu, picie kawy i czytanie książki jest jak najbardziej wykonalne. Niestety, uporczywe myśli w stylu: kurz na podłodze, obiad nie ugotowany, pranie nie ogarnięte kierowały wzrok Ewy na zegar wiszący na ścianie. Wskazówki przesuwały się swoim tempem mówiąc nieubłaganie: to jest twój czas, zrelaksuj się. Ale Ewa z jakiegoś powodu tego czasu mieć dla siebie aż tak bardzo nie pragnęła, żeby pozwolić mu zaistnieć.
Zaprosiłam Ewę do przyjrzenia się gdzie chciałaby być, co chciałaby robić, co umie, co jest dla niej ważne i co jako osoba wnosi do świata. To było jak niespieszny spacer w swoją stronę. Pojawiło się dużo emocji, które na pewno o czymś mówiły. O czym? To był kawałek do odkrycia przez Ewę. Ja jako osoba towarzysząca czułam podświadomie, że nasionka się wysiały, a od ogrodniczki teraz zależy co urośnie na jej grządkach. Rozstałyśmy się umawiając się na kolejne spotkanie za kilka dni.
Życie, jak to zwykle bywa, pisze scenariusze odmienne od naszych planów. I tak, udało nam się w końcu spotkać po dwóch tygodniach. W innym miejscu niż zwykle. O innej godzinie, niż zaplanowana. Gdy biegłam zdyszana na sesję moja intuicja mi mówiła, że będzie inaczej niż do tej pory.
Kiedy dotarłam do kawiarni, Ewa już siedziała przy stoliku po drzewem. Miała na sobie letnią, zwiewną sukienkę. I ona sama wydawała mi się zwiewna. Jakby zdjęła z ramion ciężki plecak i zamieniła go na kopertówkę mieszczącą się łatwo w dłoni.
– Dzisiaj nie chcę z tobą rozmawiać na temat mojej kontroli – powiedziała, gdy tylko klapnęłam na krześle.
– To co będziemy robić? – zapytałam zaciekawiona.
– Pić kawę i świętować. Być tu i teraz. Tego chcę. – odpowiedziała uśmiechnięta Ewa.
– Wspaniale. A opowiesz mi co świętujemy?
– Pewnie, ale chyba potrzebuję się cofnąć w czasie. Ewa wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić tym razem powoli.
– Rozwalona byłam po naszej ostatniej rozmowie. Byłam zdumiona wszystkim tym co ja sama powiedziałam na swój temat. Jakbym mówiła o kimś innym, a jednak mi bardzo bliskim. Przez kolejne dni wracały do mnie różne słowa, które wtedy padły z mych własnych ust. A co jeśli to prawda? Jeśli ja na prawdę taka właśnie jestem? W sumie nie była to zła perspektywa. Krążyłam między kuchnią, salonem a łazienką standardowo ogarniając rzeczywistość. Moje ręce machinalnie wykonywały wyuczone przez lata ruchy, ale głowa była zdecydowanie gdzie indziej. W pewnym momencie przemierzając po raz któryś przedpokój spojrzałam w wiszące lustro. Zobaczyłam tam swoje odbicie i zatrzymałam się. Zaczęłam się sobie uważnie przyglądać, jakbym widziała siebie po raz pierwszy. Wróciły do mnie słowa z naszych spotkań. Odruchowo poprawiłam okulary i… uśmiechnęłam się do siebie. Fajna jestem – powiedziałam na głos. Dźwięki odbiły się od ścian i wróciły do mnie sprawiając, że po raz pierwszy od dawien dawna poczułam się dobrze sama ze sobą. To było mega. Także jak widzisz mamy co świętować.
– Och! Mamy! – powiedziałam poruszona. – Jak się z tym teraz czujesz?
– Fantastycznie! Tyle razy patrzyłam w to wielkie lustro i nigdy nie widziałam w nim siebie. A teraz proszę bardzo – jest tam Ewa, którą lubię i którą chyba lubi świat. Mam mnóstwo energii i radości z tego niespodziewanego odkrycia, że chętnie bym się z kimś podzieliła.
– To ja wezmę trochę dla siebie! – powiedziałam śmiejąc się.
– A bierz, ile chcesz. Mam tego teraz dużo. – stwierdziła Ewa.
Rozmawiałyśmy jeszcze niespiesznie o tym, co można zobaczyć w lustrze i co zrobić z tym co się tam odkryje. To była piękna, dobra rozmowa, która zainspirowała mnie, żeby łagodniej spojrzeć na swoje własne odbicie.
Made with by Tau Ceti
Fioletowy Most
Nr konta:
68109018700000000504027477
Agnieszka Lewandowska
agnieszka@fioletowymost.pl
797 456 081