Od kiedy w moim życiu pojawiła się Natalia mój świat składa się w dużej części z niewypowiedzianych słów.
Kiedyś wydawało mi się to trudne i niesprawiedliwe. Bliskie mi było zdanie Ludwiga Wittgensteina, który w „Traktacie logiczno-filozoficznym” powiedział: „Granice mojego języka wyznaczają granice mojego świata”.
Dzisiaj nadal uważam, że brak komunikacji werbalnej jest często związany z dużym dyskomfortem i prowadzi do izolacji. Jednak dzięki różnym historiom własnym i zasłyszanym dużo we mnie spokoju, ciekawości. Widzę jak ludzie, jeśli tylko im zależy, próbują się dogadać. Przecież jeśli ktoś nie mówi werbalnie to wcale nie oznacza, że nie ma nic do powiedzenia. Mamy język migowy, różne systemy komunikacji alternatywnej i wspomagającej oparte na prostych gestach czy obrazkach jak na przykład Blisse czy Makaton. Szczęśliwie gadamy już na różne sposoby. I to jest wspaniałe. A ja cały czas znajduję argumenty, że jak się bardzo chce to można.
Podzielę się z wami wakacyjną historią, którą zapisałam pamiętniku, żeby jej nie zgubić…
… jest rok 2013...
Strach. To pierwsze uczucie, o którym powiedział mi mąż, gdy oznajmiłam, że lecimy na wakacje do Francji.
- Coś ty znowu wymyśliła? Dwójka małych dzieci w tym jedno niepełnosprawne. Walizki, wózek, malakser, butelki, odżywki, kocyk, poduszka… jak sobie wyobrażasz, że wepchniemy to wszystko do taksówki a potem do samolotu. Jak odnajdziemy się na tym gigantycznym lotnisku w Paryżu? Jak dotrzemy na pociąg? A jak Natalka będzie przerażona podczas lotu? A co z toaletą? Co z ciepłym jedzeniem? Nie! to jakiś absurd z tymi wakacjami za granicą! Tego się nie da zorganizować.
Mój entuzjazm był dla niego kompletnie niezrozumiały. Ale wiedział też doskonale, że jak coś sobie wbiję do głowy to na prawdę musi się wydarzyć katastrofa, żebym zrezygnowała ze swojego pomysłu.
- Gusia! Przemyślmy to jeszcze na spokojnie- prosił błagalnie.
- Ale ja już wszystko przemyślałam. Nad czym tu się zastanawiać- powtarzałam z uśmiechem. Przytuliłam się do niego z jakąś dziecinną ufnością. I czułam, że jego strach powoli przeradza się w niepokój. Pojechaliśmy.
Był cudownie ciepły wieczór. Poszarpane cienie sosen rozkładały się nierówno na wyślizganych przez tysiące stóp chodnikach. Światło jak na obrazach impresjonistów pełne delikatnych kolorowych niuansów. Powietrze wypełniał krzyk mew próbujący pokonać gwar ludzi siedzących przy wystawionych na ulicę stolikach. Słuchać było uderzenia fal odbijających się leniwie od zacumowanych na nabrzeżu jachtów.
Siedzieliśmy ze znajomymi w zatłoczonej Brasserie de la marine i zgodnie z francuskim zwyczajem sączyliśmy zimy pastis. Anyż połączony z zimną wodą w magiczny sposób orzeźwiał zmęczoną całodziennym upałem głowę. Natalia siedziała obok machając nogami i jedząc chrupki.
Sielanka- tak, to właśnie to słowo, którego szukałam w myślach. Pochyliłam się, żeby pocałować męża w policzek. I wtedy dostrzegłam jak ręka Naty powędrowała w stronę stojącego obok kelnera i delikatnie zaczepiła się o rękaw jego koszuli.
- Oui?- mężczyzna odwrócił się w naszą stronę.
I wtedy Natalka niespodziewanie zacisnęła swoją dłoń w pięść i podniosła ją do ust jednocześnie pokazując różowy język.
- Vous voulez une glace Mademoiselle?- zapytał mężczyzna z uśmiechem. Nata kiwnęła szybko głową bojąc się stracić zainteresowanie mężczyzny i nawet nie zerkając na mnie.
- Combien de boules?- padło kolejne pytanie. Nata skwapliwie wyciągnęła do góry dwa palce.
- Ok. Quel parfum? Vanillie, fraise, methe, chocolat?- zawisły w powietrzu piękne francuskie słowa. Przy wyrazie „chocolat” Nata rozpromieniła się radośnie.
- Alors une glace au chocolat deux boules. C’est tout?- zapytał kelner zerkając na nas.
- C’est tout. Merci.- powiedziałam rozbawionym głosem.
Mężczyzna zniknął w głębi sali a przy stoliku zapadła cisza, którą przerywał głos znajomego:
- Brawo kochanie! Ja się cały czas zastanawiam, jak zamówić coś do jedzenia i boję się odezwać, bo mój francuski jest kulawy. A ty to po prostu zrobiłaś.
Ta historia zawsze przypomina mi, że żadne niedoskonałości językowe nie mają znaczenia w porozumiewaniu się z innymi. Liczą się chęci, odwaga i intencja kontaktu z drugim człowiekiem. A słowa? Jak widać nie zawsze są niezbędne.
Made with by Tau Ceti
Fioletowy Most
Nr konta:
68109018700000000504027477
Agnieszka Lewandowska
agnieszka@fioletowymost.pl
797 456 081