Matką zostałam chcąc nie chcąc. Brzmi to dziwnie, ale dokładnie tak było. Bardzo chciałam urodzić moje własne dziecię jednak moje ciało stawiało stanowczy opór. Tak twardy był z niego przeciwnik, że pewnego razu powiedziałam nieparlamentarne „pierdolę, nie robię” i odpuściłam sobie. Postanowiliśmy z mężem przestać wojować i poświęcić energię na inne rzeczy. No i gdy już nie chciałam to się okazało, że jestem w ciąży. Ponieważ już nie raz widziałam dwie kreski na teście a potem łykałam łzy to tym razem nie wpadłam w euforię tylko przyglądałam się z dystansu własnemu życiu.
Osiem miesięcy poźniej moje dwie córki zaczęły pachać się na świat wraz ze styczniowym nowiem. I znowu dopadł mnie wariant chcąc- nie chcąc. Chciałam, żeby się urodziły, ale nie chciałam, żeby to było za wcześnie. Mój wybór był żaden. Pojawiły się tak jak uznały za stosowne wywracając naszą rzeczywistość do góry nogami.
Gdy już odrobinę podrosły chciałam wrócić do pracy równocześnie nie chcąc ich zostawiać. Kto kiedyś podejmował takie skrajne decyzje wie, że stoją za tym wyzwania związane z zarządzaniem czasem, logistyką, mądrym ustalaniem priorytetów i nieustannym poszukiwaniem życiowej równowagi. Praca mnie kochała. A ja kochałam dzieci więc nie chcąc ich zaniedbywać oddałam im prawie każdą wolną chwilę po wyjściu za próg biura.
Mijały lata a ja zostałam mistrzynią w kategorii chcąc nie chcąc. Lawirowałam jak doskonały narciarz z zawrotną prędkością omijający słupki na stoku. Aż się w końcu spektakularnie wywaliłam. I jak już usiadłam z impetem w jednym miejscu to zdałam sobie sprawę, że chcąc dbać o wszystkich w moim życiu niechcący zgubiłam gdzieś siebie. Zabolało.
Z tej niewygody zrodził się w mojej głowie pomysł, żeby zrobić coś dla siebie. Ale coś takiego co jest moim marzeniem, co mi się do niczego nie przyda (przynajmniej w początkowym założeniu), co będzie o mnie, ze mną, dla mnie, co będzie czystym chceniem bez żadnego elementu niechcenia.. Długo nie myślałam… zapisałam się na studia podyplomowe z Porozumienia bez Przemocy wg Marshalla Rosenberga. I to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Chcąc i tylko chcąc zostałam ponownie studentką.
Druga młodość trzecie zęby powiedział ktoś ze znajomych komentując mój pomysł. Co do zębów to można by pewnie podyskutować czy drugie czy trzecie. Ale z młodością to się nie pomylił. Uruchomione ponownie przez nową wiedzę i kolejne wyzwania sieci neuronalne zawrzały. Odkrywałam jakie potrzeby i jakie emocje znajdują się za tym co robię a czego nie robię. Moje własne reakcje często mnie zaskakiwały- śmiałam się, płakałam, wpadałam w zadumę lub kompletną obojętność. Tak bardzo się nie znałam, że nie byłam w stanie przewidzieć co zrobi moje ciało. Skończyłam studia bez przemocy, z dużą otwartością i zaciekawieniem. Zaczęłam lubić siebie w takiej odsłonie w jakiej aktualnie jestem. Bo to jestem autentyczna ja.
Teraz mogę powiedzieć, że to co służy mojemu życiu w wersji chcąc nie chcąc to świadomość dlaczego chcę i dlaczego nie chcę. Wybór nadal bywa trudny, ale teraz staję po stronie, gdzie jest więcej mnie we mnie. Jak mi trudno rozmawiać samej ze sobą to dzwonię do mojej coachki Marysi bo wiem, że zostanę empatycznie wysłuchana i padną pytania, które wyprostują moje myśli. Jestem zwierzęciem socjalnym więc dialog to moje naturalne środowisko. Warto więc pytać siebie, prosić o pomoc innych i sprawdzać czego chcę a czego nie.
Made with by Tau Ceti
Fioletowy Most
Nr konta:
68109018700000000504027477
Agnieszka Lewandowska
agnieszka@fioletowymost.pl
797 456 081